wtorek, 24 marca 2015

O dobrym dzieciństwie i topinamburze... 

Moje dzieciństwo spędziłam na wsi. 
Prawdziwej wsi - z kurami, które zostawiały ciepłe jaja w gniazdach, świniami w chlewiku, z zapachem, którego nie znalazłam już nigdzie więcej i uczuciem wolności.
Razem z dwójką rodzeństwa i innymi wsiowymi dzieciakami wolny czas spędzałam na dworze, czyli na świeżym powietrzu :) Nie mylić z dworem królewskim...
Po  odrobionych lekcjach wychodziliśmy z domu aby włóczyć się godzinami po pobliskich pagórkach i laskach. Na słonecznym stoku zbierałam pachnące poziomki, na przeciwległym wiosną pęki białych margerytek i fioletowych łubinów. Latem chodziłam na dzikie pieczarki, jesienią małe twarde ulęgałki i parchate jabłuszka ze zdziczałego sadku obok naszego domu. Zimą na jednym z pagórków mieliśmy tor z wyskocznią, gdzie zjeżdżało się na grubych, foliowych workach :) 
To było idealne miejsce na dzieciństwo, wolne, beztroskie i na łonie przyrody. Nigdy nie chciałam mieszkać w mieście jako dziecko, moja wieś była dla mnie prawdziwym rajem.

W tym własnie okresie było moje pierwsze spotkanie z topinamburem, a było to tak:

 
Obok naszego domu mieliśmy ogród, duży ogród z warzywnikiem, grządkami na kwiaty i drzewami owocowymi. Każde z nas miało po jednym drzewie na własność, były to śliwy renklody, biada temu, kto nie ze swojej poczęstował się  owocem albo wlazł na  gałęzie! Bardzo tego pilnowaliśmy i każdy mógł korzystać ze swojego tylko drzewa :)
Za płotem ogrodu rosły wysokie rośliny z szorstkimi kwiatkami przypominającymi małe słoneczka. Kiedy dorosłam, dowiedziałam się, że nawet nazywa się słonecznik bulwiasty.
Jesienią, kiedy robiliśmy porządki w ogrodzie, suche resztki paliliśmy w ognisku. I do tego właśnie ogniska mój Tato wrzucił kiedyś wykopane bulwy topinamburu. Pamiętam, że smakowały wybornie, lepsze od ziemniaków, które znałam. Potem piekliśmy topinambur co roku przy okazji jesiennych prac w ogrodzie.  Uwielbiałam to. Dla brudnego dzieciaka umorusanego sadzą z ogniska to były piękne chwile :)

Od niedawna ta cenna roślina przeżywa powrót na kuchenne stoły i talerze z powodu swych prozdrowotnych właściwości. Bardzo się cieszę, że poznałam jej smak  kilkadziesiąt lat temu :)
Mam dobrą podbudowę by teraz wykorzystać ją w Mojej Kuchni.
Bulwy można jeść na surowo, gotować lub piec, mają  fajny ziemisty posmak, lekko orzechowy i słodki.
Dawniej były popularnym pożywieniem, dziś chętnie wykorzystywany przez myśliwych w uprawie dla leśnej zwierzyny.
Warto poszukać naszego rodzimego niż kupować sprowadzany z Izraela.
Gorąco zachęcam by przekonać się to tego smacznego brzydala :)




 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz